dziś kupione, tak więc lecimy. Nie było jakiegoś podekscytowania. 2 lata temu to był szał, jak kupiliśmy bilety do Nowej Zelandii. 3 pełne tygodnie na Tasmanii, fantastyczna rzecz, powoli dociera, że spędzimy ponad dobę w powietrzu. Moim marzeniem był lot Airbusem 380 przez Dubaj liniami Emirates. Jak się okazało nie jest to takie proste. Owszem, Emirates dolecimy do Melbourne, ale co dalej ? Niby prosto, kupuje się bilet na Quantas do Hobart. Ale, tu pojawia się problem. Na tak długich lotach należy kupić 1 bilet na całą podróż. Co to daje ? Ano to, że jak się nie zdąży na kolejny samolot z przyczyn niezależnych od nas, linie lotnicze przebukują nam bilet, ewentualnie zawiozą do hotelu (na ich koszt), nakarmią i polecimy na drugi dzień, bez jakichkolwiek dodatkowych opłat. Sęk w tym, że Emirates i Quantas nie mają podpisanej stosownej umowy, więc nie było szans na 1 bilet na całą podróż między Warszawą a Hobart. Ponieważ bardzo sobie cenię komfort podróży, nie chcę mieć niespodzianek w stylu - wylatuję z Hobart, jednak z przyczyn pogodowych samolot jest opóźniony, nie zdążyłem do Melbourne, samolot do Europy przepadł, bilet też i trzeba kupić nowy. Agent, który szukał dla nas biletu podsunął 2 opcje. Pierwsza propozycja - kusząca:
- Warszawa - Pekin - LOT-em i dreamlinerem,
- 9h przerwy
- Pekin - Melbourne liniami Air China, tu już gorzej
- kolejne 9 godzin przerwy
- Melbourne - Hobart - Quantasem
To wszystko dość drogo, poza tym Air China... źle mi się kojarzy, nie dziękuję.
Druga opcja nieco lepsza, ale nie miałem wyjścia:
- Warszawa - Londyn
- Londyn - Sydney z przerwą w Singapurze
- Sydney - Melbourne
Do Australii dostajemy się British Airways, później Quantas. Już 2 lata temu mówiliśmy, że nigdy więcej nie polecimy do Londynu a później w drugą stronę, strata czasu, to prawda, ale nie było innej opcji. Okazuje się, że Emirates spokojnie można dolecieć do NZ, do Auckland czy Christchurch właśnie Airbusem 380, ale trudno, wybór padł tym razem na Tasmanię.Tak więc lecimy British Airways, 25h lotu, znowu Sydney. Nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że będę tam 2 razy w przeciągu 2 lat, miejsce, które znałem tylko z lekcji Geografii. Jakby mi ktoś powiedział, że w tym roku moja noga stanie na 3 kontynentach poza Europą, nie uwierzyłbym, a jednak. W lutym były USA, teraz Australia przez Singapur w połowie listopada. Miesiąc przerwy od pracy. Ahoj przygodo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz