Trójmiejski długi weekend - dzień 4 - Gdynia

Początkowo nie mieliśmy pomysłu na czwarty dzień, ale w Sopocie wpadłem na pomysł, by zaliczyć Gdynię. Rano kierunek dworzec - SKM, po 35 minutach wychodzimy w Gdyni licząc, że nas porwie i zachwyci. Mapek brak, na czuja jak zwykle na północ, bo gdzieś będzie tam pewnie morze i coś fajnego zobaczymy. Aha, akurat. Szok przeżyliśmy szybciej niż nam się wydawało. Idziemy ulicą .... i akurat trafiliśmy na radosny dzień "wystawek". O co chodzi ? Zabawa polega na tym, że w określony dzień, akurat ten, w którym my byliśmy (sobota, 14.04) wyrzucają przed budynki,  w których mieszkają wszystkie śmieci, które im zawadzają, a miasto to wywozi. Wygląda to tak:

I ciągnie się to przez wiele wiele ulic tak witając turystów. Do tego dodajmy zbieraczy i bezdomnych, którzy grzebią w tych kupach złomu, szukając co bardziej wartościowych kawałków rozrzucając śmieci po ulicach. Chyba nie tak to miało wyglądać. Swoja drogą, jaki syf Ci ludzie mają w domu. Skąd zwiędłe choinki w kwietniu ? Dobra, idziemy dalej, przed nami drapacze chmur i morze. Są statki - Dar Pomorza, Błyskawica. Obok tego pierwszego stoi natrętna parka,sprzedawcy w pobliskich sklepikach. Stoją tak natrętnie i tak bezczelnie nie ruszając się z miejsca gdy widzą, że robię zdjęcia i ewidetnie mi przeszkadzają, że zaczęliśmy ich podejrzewać, że robią to celowo, aby im zapłacić by się przesunęli. Nieprzyjemnie. Obok statku "Dragon" "atakuje" na marnie przebrany pirat oferując wspólne zdjęcie. Tandeta. Idziemy dalej - jest akwarium. Jestem fanem rybek, akwariów i biotopów. Bilet wstępu kosztuje 24zł, za 40 minut zwiedzania. Dajcie spokój. Wolę żonę na obiad zabrać. Nie wspominam o tandetnych gadżetach sprzedawanych tu i ówdzie. Idziemy na plażę, a później na Kamienną Górę, pisałem już, że jesteśmy ludźmi gór, więc musimy się pospinać. Widok ciekawy, ciekawe rezydencje, a obok walające się góry śmieci czekające na wywóz. Idziemy na ul. Świętojańską licząc, że znajdziemy jakąś starówkę, rynek, coś w ten deseń. Nie ma. Miła pani w jednej z cukierni stwierdza, że nie ma nic ciekawego ponad to, co już widzieliśmy. Pora więc spadać. Narzekając i marudząc pod nosem wyjeżdżamy z Gdyni. Do Gdańska docieramy ok. 15. Pokój zwolniliśmy rano, ale dzięki uprzejmości Happy Seven, zostawiliśmy tam bagaże, szwędamy się po Starym Mieście w Gdańsku, obiad jemy w fajnej naleśnikarni - naleśnikowo. Ok. 19 trafiamy do Happy Seven, gdzie możemy w ichniejszym salonie poczekać do pociągu, który odjeżdża o 23.

Jak było ? Fajnie, każda nasza wyprawa jest pełna wrażeń. Jednak sporo rozczarowań, Gdańsk już poznaliśmy, tym razem poznaliśmy jeszcze Trójmiasto, nieprędko tu wrócimy. Wolę w góry. Jak dobrze pójdzie, pojedziemy w kwietniu w Beskid Średni (górka Żurawnica) i Beskid Śląsko-Morawski (górka Kozubova). Od tego zaczniemy.